17. Powroty

To słowo zna chyba z nasz każdy. Kres marzeń, wędrówki i celu na ogół kończy się powrotem do rzeczywistości. Nawet z najpiękniejszych wakacji ocalić można tylko niewielką drobinę z przeżytych chwil. Pozostają wspomnienia, zdjęcia, przywiezione pamiątki, podręczny notes z nowymi adresami znajomych. Z jednej strony jakoś tak żal w sercu, że coś się skończyło, odeszło do pamiętnika historii, z drugiej natomiast tak normalnie: znów dom, swoje łóżko, starzy przyjaciele, rodzice, rodzeństwo, dziadkowie, po prostu wszyscy razem. Nie przeraża nawet szarość i bylejakość naszego azorskiego osiedla, a zwyczajne blokowisko tak naprawdę wcale nie straszy duchem Gomułki czy późnego Gierka. Do wszystkiego trzeba będzie ponownie przywyknąć, a niepowtarzalny zapach i klimat ulicznych kafejek – no cóż, niechaj unosi się wraz z obłokami wspomnień, chwilami zadumy i refleksji.
Koniec wakacji – to nie tylko wysłane czy otrzymane kartki, poranny szum morza, świeżość górskich traw oraz spokojna tafla jezior, ale to również dobry moment, aby zastanowić się, co tak naprawdę zrobiliśmy z podarowanym nam wolnym czasem. Czy w tym gąszczu fantazji, letniego szaleństwa, niedospanych nocy i długich dyskusji: co dalej, dlaczego i po co – znalazło się również miejsce dla Boga, a potrzeba modlitwy była tak samo konieczna i ważna, jak pierwsze, a potem już kolejne spotkanie z nieznajomą (coraz bardziej znajomą) osobą? Bóg tak bliski, że aż nieraz niewidoczny w codzienności. Tym bardziej musi być czule nastawiony sejsmograf naszego serca i uczuć, aby nie przegapić lub nie przespać tego, co najważniejsze, niezapomniane, po prostu tego – co wieczne! Dlatego – jak powie papież Paweł VI – „Trzeba się opowiedzieć przez wiarę za Chrystusem; musimy być w zgodzie sami z sobą, praktykując wiarę. Świadectwo wymaga uzgodnienia myśli z działaniem, wiary z uczynkami… To spokojne, jakieś naturalne i odpowiadające człowiekowi apostolstwo przykładu dostępne jest dla wszystkich. Jest ono obowiązkiem wszystkich, bardziej dzisiaj konieczne niż kiedykolwiek”.
Sens ludzkiego życia, pracy i odpoczynku najpełniej widać oczami wiary. A ona nie jest żadną „pociechą religijną”, gdy wszystko się kończy, załamuje lub wali z hukiem na nasz kark. Stąd też „nie przychodzę po pociechę jak po talerz zupy, chciałem nareszcie oprzeć swoją głowę o kamień” (ks. Jan Twardowski). Trzeba nam więc zawsze szukać mocnej skały na której można zbudować własny dom. Dom nieprzemijalnych wartości. Dom wcale nie wakacyjny. Chwilowy. Przejściowy. Ale dom do którego każdy powrót będzie świętem dla życia pisanego dzień po dniu najzwyklejszą wiarą, nadzieją i miłością.

Eligiusz Dymowski OFM